Długo się zastanawiałam czy pisać tutaj o moim problemie...wydaje mi się że niewiele kobiet go ma...a może jednak się mylę?
Od jakiś kilku lat mam problem z włosami. Są cienkie, bez objętości, wypadają w dużych ilościach, w kilku miejscach widoczne są przerzedzenia. Próbowałam je ratować suplementami diety takimi jak Revalid, Belissa, Skrzypovita itp. Niestety to nie dawało rezultatów. Największą głupotą jaką mogłam zrobić było długoletnie unikanie lekarzy. W dzieciństwie trochę problemów ze zdrowiem miałam, przeszłam kilka operacji, dlatego ostatnio przez kilka dobrych lat w ogóle nie chodziłam do lekarzy, bo w sumie nie miałam takiej potrzeby. Czułam się dobrze, nic mi nie dolegało. Jednak te włosy nie dawały mi spokoju...Ale mama tłumaczyła, że takie mam geny, bo babcia też miała takie cienkie włosy. No i tak sobie żyłam z tym problemem, próbowałam go nie zauważać. Ale jak tu go nie widzieć jak włosów jest coraz mniej:( Może też bałam się przyznać przed kimś (głupota, bo jest to niestety widoczne), że łysieję...no bo przecież jestem kobietą. Atutem kobiety jest mieć piękne, zdrowe, zadbane włosy. Czemu to spotyka właśnie mnie itp, itd. Albo nie chciałam widzieć problemu, albo narzekałam na swój los zamiast w końcu wziąć się konkretnie za to. Z pomocą przyszedł mój narzeczony. Powiem Wam szczerze, że na początku naszego związku nie poruszałam z nim tego tematu, on też nic na ten temat nie mówił. Ale w końcu nadszedł ten dzień gdy spojrzałam w lustro i zaczęłam przed nim płakać. W. oczywiście spytał o co chodzi, ale nie potrafiłam z siebie wykrztusić ani jednego słowa...dopiero później mu powiedziałam dlaczego płaczę i jakim cudem mu się podobam. I to był ten moment...przyznanie się przed nim i samą sobą że mam ogromny problem. Oczywiście dalej zwlekałam z lekarzami, tłumaczyłam się tym że nie mam czasu, pieniędzy itp. Takie durnowate wymówki. W końcu trochę przymuszona udałam się do dermatologa, choć przeczuwałam że to nie problem ze skórą głowy. I faktycznie, dermatolog zlecił mi tylko badania tarczycy, które wyszły prawidłowo. To było jeszcze pod koniec 2013 r. Dlatego na początku 2014 wraz z postanowieniem noworocznym zapisałam się do endokrynologa. Szukałam specjalisty niedaleko miejsca zamieszkania, który jest jednocześnie i endokrynologiem i ginekologiem i znalazlam. Mimo że chciałam pójść prywatnie to i tak musiałam na wizytę czekać ponad miesiąc. Na pierwszej wizycie zlecił mi mnóstwo badań hormonalnych, ale teraz przynajmniej wiadomo co mi jest. Mam insulinoodporność, ale żeby sprawdzić jakiego pochodzenia muszę udać się do kliniki endokrynologicznej. Czeka mnie to za kilka miesięcy. Wtedy będę mogła zacząć konkretne leczenie i mam nadzieję że to pomoże moim włosom. Za półtorej roku wychodzę za mąż więc wiadomo że chciałabym wyglądać jak najlepiej. Tak więc zrobiłam już pewien krok, szkoda tylko że tak późno. Następny post o tym napiszę już po wizycie w tej klinice. Wtedy na bieżąco będę zdawać Wam relację z mojego leczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz